Dyskusja o płacy minimalnej w tej kampanii wyborczej może być przełomowa dla polskiego rynku pracy. Choćby dlatego, że wprowadzenie minimalnej stawki godzinowej pomoże zarabiającym najgorzej i pracującym dorywczo.
Polskie prawo nie zna dziś pojęcia minimalnej stawki godzinowej. Operuje się minimalną płacą miesięczną. Gdy pracownik ma mniej niż cały etat, wylicza się ułamkiem jego wysokość i należną tej osobie płacę minimalną.
W kampanii wyborczej minimalną stawkę godzinową proponują zgodnie PO i PiS – 12 zł. Kwota jest bezsporna, bo – jak policzyli związkowcy z OPZZ – aby stawka godzinowa odpowiadała minimalnemu wynagrodzeniu miesięcznemu, musi wynosić właśnie tyle.
W niektórych branżach to całkiem dużo. Realia rynkowe są takie, że w przypadku zleceń czy prac dorywczych nie ma gwarancji jakiegokolwiek godnego wynagradzania. Dotyczy to ochrony, utrzymania czystości, handlu, pracowników sezonowych. W sumie 1,5 mln osób. Ich stawki godzinowe zsumowane do płacy miesięcznej nie dają płacy minimalnej.
– Na międzynarodowym spotkaniu związkowców z mojej branży dyskutowaliśmy o zarobkach. Niemcy – 12 euro za godzinę, Hiszpanie – 9 euro. Kiedy mówiłem o polskich realiach – 2 euro, a w patologicznych przypadkach – nawet 1 euro, to koledzy zaczęli mi udowadniać, że… nie znam angielskiego. Nie wierzyli, że ludziom można tak marnie płacić – mówił "Wyborczej" Andrzej Madej ze związku pracowników ochrony.
Za: Gazeta Wyborcza, Artur Kiełbasiński, 21 09 2015, więcej tutaj.